Kiedy mówimy o bezpiecznej, legalnej, dostępnej aborcji, być może za mało wyjaśniamy co właściwie mamy na myśli. Zdajemy sobie sprawę, że <bezpieczna aborcja> to dla wielu osób nadal aborcja w klinice, pod okiem osób z dyplomami medycyny. Właściwie nic w tym dziwnego, medykalizacja* aborcji jest faktem. Czy tak jest w rzeczywistości? Czy do bezpiecznej aborcji potrzebujemy koniecznie szpitali, klinik, lekarzy? Nie i nie. To przekonanie jest pokłosiem przeszłości.
Przepraszam, kto tu rządzi?
Zanim z oburzeniem zawołacie, że namawiamy do niebezpiecznych praktyk, przeczytajcie uważnie, co mamy do powiedzenia. Osoby w niechcianych ciążach przerywały je zawsze. Aborcja jest tak samo stara jak poród. Dawniej opieką aborcyjną, tak samo jak porodową, zajmowały się kobiety – zielarki, akuszerki, wiedźmy (etymologicznie: te, które posiadają wiedzę). To one wiedziały jak przyjąć poród, jak zająć się osobą w połogu i noworodkiem, które zioła mają działanie poronne i jak je preparować, żeby zakończyć ciążę. To one sprawowały całą opiekę, która obecnie należy do lekarzy. Wraz z rozwojem zachodniej medycyny lekarze uzyskali swego rodzaju monopol na porody i aborcje. Ten stan utrzymywał się bardzo, bardzo długo, odcinając kobiety od władzy nad ich własnym zdrowiem reprodukcyjnym. Umówmy się – w gabinecie lekarskim to nie my jesteśmy u władzy. My jesteśmy klientkami, a koleś w kitlu – panem naszego losu. To on decyduje jak będzie przebiegało leczenie. To on decyduje, czy nasza sytuacja mieści się w (zazwyczaj wąskich) widełkach pozwalających na przerwanie ciąży. To on decyduje, czy urodzimy siłami natury, czy przez cesarskie cięcie. Na szczęście aborcja sprytnie wymknęła się spod żelaznej pięści systemów opieki zdrowotnej.
Przed zażyciem nie czytaj ulotki
W latach 80′ XX wieku Brazylijki zwróciły uwagę na ostrzeżenia na lekach popularnie przepisywanych na chorobę wrzodową żołądka – głównym przeciwwskazaniem była ciąża. W ten sposób odkryły poronne działanie misoprostolu i zaczęły stosować go off-label, czyli w celu innym, niż przewidziany przez producenta: do przeprowadzania aborcji. Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Misoprostol został przebadany na wszystkie strony, opracowano dokładne protokoły stosowania go do przerywania ciąży, nie tylko w pierwszym trymestrze. Odkryto, że jest skuteczny w wywoływaniu porodu, a podany w razie krwotoku poporodowego ma niemal taką samą skuteczność jak oksytocyna. Z biegiem czasu w aborcyjnej rewolucji do misoprostolu dołączył mifepriston – środek o mocy wyłączania receptorów progesteronu, który odpowiada za rozwój i utrzymanie ciąży. To dynamic duo, pieszczotliwie nazywane przez aborcjonistki na całym świecie zestawem M&M (mhm, jak cukierki), ma 98% skuteczności w przerywaniu ciąży.
Los w Twoich rękach
W krajach, gdzie dostęp do aborcji jest utrudniony, aborcji wcale nie jest mniej. Wiemy z doświadczenia, i własnego, i osób które wspieramy, że osoba w niechcianej ciąży zrobi absolutnie wszystko, żeby ją zakończyć, wliczając w to rozwiązania ryzykowne i niebezpieczne. Niechciana ciąża jest jak tortura. Torturowana osoba powie lub zrobi naprawdę wszystko, żeby zakończyć swoje męki. Doświadczenia Rumunek z lat rządów Nicolae Ceaușescu, kiedy śmierć w wyniku niebezpiecznych aborcji poniosło (oficjalnie) ponad 11 tysięcy kobiet, pokazują, że jesteśmy w stanie posunąć się do granic własnej wytrzymałości biologicznej, żeby przerywać niechciane ciąże i robimy to bez względu na prawo, które narzucają nam politycy.
Odkrycie misoprostolu jako środka poronnego wywołało rewolucję i uwolniło miliony kobiet od ryzyka niebezpiecznych aborcji przeprowadzanych w tzw. “podziemiu aborcyjnym”. Dziś podziemie to już relikt przeszłości. Jesteśmy wolne i możemy same decydować o swoich aborcjach. A ponieważ to nie lekarze odkryli, że odpowiednio zastosowany misoprostol działa doskonale jako środek aborcyjny, to zalecenie, aby zażywać go pod ich nadzorem, wydaje się co najmniej zabawne. Aktywistki, aborcyjne doule i przyjaciółki w aborcjach od lat wspierają osoby w niechcianych ciążach w zażywaniu leków aborcyjnych. I robią to z niebywałą skutecznością.
Lekarzu, nie jesteś niezastąpiony
Jeśli zaś chodzi o osoby lekarskie, zwłaszcza te praktykujące w Polsce, no cóż – z wiedzą na temat aborcji są naprawdę na bakier. Nie wierzycie? Spytajcie swojego ginekologa, co zawierają najnowsze wytyczne WHO na temat aborcji, albo jaki jest protokół przyjmowania M&M w pierwszym trymestrze ciąży. W marcu 2022 Światowa Organizacja Zdrowia wydała nowe wytyczne** (link poniżej), które skutecznie i raz na zawsze rozprawiają się z mitem o osobie w kitlu jako gwarancie bezpieczeństwa aborcji, i są ważnym zapisem wszystkiego, co aktywistki mówiły już od dawna, a do czego zachodnia medycyna doszła z zawstydzającym opóźnieniem.
Po pierwsze, wytyczne te mówią jasno, że aborcja powinna być w pełni zdekryminalizowana. To oznacza, że nigdzie i pod żadnymi warunkami, osoby nie powinny być karane ani za przerwanie własnej ciąży, ani za pomoc innej osobie w przeprowadzeniu aborcji. Następnie, poruszają szalenie ważną kwestię, mianowicie <kto> może w tych aborcjach pomagać. Otóż uwaga, lekarze i lekarki, czyli Healthcare Professionals, to absolutnie nie jest jedyna opcja. Do skutecznego przeprowadzenia aborcji wystarczą tabletki, zacisze własnego domu lub innego miejsca, które zapewnią komfort i spokój, oraz osoba, która posiada <wystarczające kompetencje>, aby udzielić osobie w ciąży informacji na temat działania i dawkowania misoprostolu, podstawowych skutków ubocznych oraz powikłań (fun fact: te obejmują jedynie ok. 2% przypadków aborcji z pomocą M&M). Takimi osobami mogą być tzw. Community Health Workers. To określenie w różnych lokalizacjach oznacza różne rzeczy, ale generalnie chodzi o osobę, która posiada <wystarczające kompetencje>. To może być farmaceutka, położna, aborcyjna doula, aktywistka, przyjaciółka w aborcji… Nie wymyśliłyśmy tego, serio!
Bieg przez płotki
Kolejną ważną kwestią poruszoną przez Abortion Care Guideline jest kwestia obowiązkowych konsultacji, czasu “do namysłu” itp. WHO podkreśla, że najważniejsze w dostępie do aborcji jest to, by go nie utrudniać. Skomplikowane przepisy, gatekeeperzy w postaci lekarzy u których trzeba odbyć konsultacje przed zabiegiem, kilometry które trzeba pokonać w drodze do kliniki i na owe konsultacje (często obowiązkowe i wymagane prawnie), to wszystko są przeszkody. Przeszkody, które osoba w niechcianej (a czasem chcianej) ciąży musi najpierw przeskoczyć, niczym sportowczyni na olimpiadzie, biegnąc przez płotki. A wystarczy przecież dostęp do tabletek i do informacji jak je zażywać. To takie proste.
Czego jeszcze dotyczą wytyczne WHO? Rozprawiają się z całym szeregiem mitów, które są powtarzane jak mantra przez osoby lekarskie, z powodu zwyczajnego braku wiedzy. Na przykład: przy aborcji nie ma konieczności stosowania antybiotyków “na zaś”. Nie ma też potrzeby potwierdzania ciąży przed aborcją poprzez USG. Serio, wystarczy domowy test ciążowy. Kontrolna wizyta u lekarza po aborcji także nie jest konieczna. I coś, co polskim lekarzom nie śniło się nawet w najgorszych koszmarach: nie zaleca się łyżeczkowania.
Łyżeczką tylko deser
W kraju, gdzie wciąż słyszymy o <związanych rękach> ginekologów i położników oraz litanię innych wymówek, które „uniemożliwiają” im robienie aborcji, jak na ironię lekarze mają obsesję skrobania macic. Skrobią te po spontanicznym poronieniu, skrobią te z powikłaniami po aborcji, skrobią z automatu, zanim jeszcze sprawdzą, czy w ogóle jest taka potrzeba (fun fact: najczęściej nie ma). Macice potrafią doskonale oczyszczać się same, często wystarczy wysiłek fizyczny lub orgazm, żeby pomóc macicy wydalić to, co ma wydalić. Zawsze jest też… misoprostol!
Kiedy pomagając w aborcjach trafiamy na osobę, która musi udać się do szpitala, wiemy z całą pewnością, że zostanie jej zaproponowane łyżeczkowanie. Dlatego od razu informujemy, że nie musi się na nie zgadzać. Łyżeczkowanie jest zabiegiem przestarzałym, który grozi wieloma komplikacjami, w tym także perforacją macicy. W nowoczesnej ginekologii odchodzi się od niego na rzecz… (werble!) podawania misoprostolu.
Pojawienie się rekomendacji dotyczących aborcji na stronie <Światowej Organizacji Zdrowia> – której nie trzeba nikomu przedstawiać i której autorytet jest dość oczywisty – to rzecz przełomowa i zasługująca na znacznie większy rozgłos, niż ten, który obserwujemy. Bardzo polecamy Wam lekturę wytycznych w całości (we wrześniu pojawił się także drobny update), choć niestety nie przetłumaczono ich na język polski. To pozycja naprawdę warta Waszej uwagi.
Przypisy:
* Medykalizacja – termin socjologiczny, którego używam do opisania procesu, w wyniku którego pewne rejony życia spolecznego stają się domeną medyczną i są kolonizowane przez przedstawicieli służby zdrowia
** Link do wytycznych WHO