Do lekarzy i lekarek: Nie jesteście niewinni.

„Chcę żyć. Mam dla kogo żyć. Nie chcę umierać.” – z tymi słowami zwróciła się Iza do pacjentki z sąsiedniego łóżka na sali. Tej samej nocy klęczała na ziemi, wymiotowała. Zabrano ją do innego pomieszczenia w pszczyńskim szpitalu. Ta 30-letnia kobieta straciła życie, bo nie doczekała się aborcji, choć jej ciąża nie dawała nadziei na cudowne ozdrowienie. Przy bezwodziu płód nie miał szans na przetrwanie, ale mimo to, personel lekarski czekał na jego samoistne obumarcie. Iza nie otrzymała fachowej pomocy i przy bezczynności lekarzy zmarła na sepsę. W kontekście tej sprawy padły hasła, żeby nie zmuszać środowiska lekarskiego do bohaterstwa i liczne apele, by powstrzymać się z ocenami. Czy słusznie?

Sumienia skute lodem, ręce związane różańcem

Nie zamierzam użalać się na ludźmi, którzy mimo posiadanych możliwości i kompetencji, odmawiają innym pomocy. W szczególności tej pomocy, która ratuje życie. Żaden uniform, tytuł czy zawód, nie zwalnia z bycia człowiekiem. Poświęcenie cudzego życia dla zachowania własnej kariery, to nie jest sensowna hierarchia wartości – bez względu na to, o jakiej profesji mówimy. Wszystko jedno czy nosisz w pracy kitel, fartuch czy mundur – obojętność na cierpienie to społeczna patologia, a nie kryształowy standard moralny. Nie nazywajmy konformizmu wartością etyczną. I – do jasnej cholery – nie mylmy legalności z moralnością. Legalne było niewolnictwo. Legalna była segregacja rasowa. Legalny był antysemityzm w III Rzeszy. Czy o taką dyskusję nam chodzi?

Niesprawiedliwego prawa nie należy przestrzegać – nie każcie mi więc cytować nazistów, którzy mówili w Norymberdze, że po prostu „wykonywali rozkazy”. Kto uczył się historii ten wie, że nie należy wykonywać żadnego polecenia, które prowadzi do cudzej krzywdy. Łatwo jest rozporządzać cudzym losem, gdy to nie własne życie jest na szali, prawda? Drodzy lekarze, drogie lekarki – spójrzcie więc w oczy córce Izy i powiedzcie jej, że nie mogliście „ryzykować”, ze względu na paragrafy. Spodziewacie się, że poklepie Was po plecach?

Zawód lekarza jest w Polsce uprzywilejowany – otoczenie prawne jest skonstruowane tak, aby Was chronić. Za to wyrok pseudo-trybunału Przyłębskiej zagęszcza atmosferę, w której pacjentkom grozi śmierć. Nie porównujcie się do dziewczyny, która z braku pomocy zmarła w szpitalu. Waszemu życiu nic nie zagraża. Sumienia macie czyste, bo nieużywane, a Wasze ręce „wiąże” tylko różaniec.

Aborcja to prawo człowieka

Nie, nie nazwę lekarzy Izy „mordercami”, bo polityka siania podziałów społecznych, to specjalność naszych rządzących, a nie mój sposób na dyskusję. Ale nie będę im też współczuć. Wymagam od nich jednak głośnego i jednoznacznego sprzeciwu wobec antyaborcyjnych przepisów – tak samo, jak oczekuję go od wszystkich innych rozumnych ludzi w tym społeczeństwie.

Obyście stali się tak solidarnym, wspierającym i empatycznym środowiskiem, jakim jest sieć przyjaciółek w aborcjach. One nie oglądają się na krzywdzące przepisy, gdy niosą pomoc.
Obyście mieli tyle RiGCzu i wrażliwości, co osoby różnych profesji, które codziennie ryzykują swoją wolność, zdrowie i komfort psychiczny, umożliwiając innym przerywanie ciąży.
Obyście zdali sobie sprawę, że nie jesteście wyłącznie ofiarami nieludzkiego prawa, ale także jego wykonawcami.
Obyście zorientowali się, że jesteście pionkami w cudzej grze i zawiązali słuszny sprzeciw, zanim oddziały położnicze w tym kraju zamienią się w cmentarze.

Macie swobodę działania. Chroni Was prawo międzynarodowe – jesteście obywatelami i obywatelkami Unii Europejskiej. Tej Unii, której Parlament przyjął w 2022 roku rezolucję, że aborcja jest prawem człowieka. Za udzielanie pomocy potrzebującym nie spadnie Wam włos z głowy – przez ostatnie 30 lat nie skazano w Polsce żadnego (!) lekarza ani żadnej (!) lekarki za aborcję ratującą życie lub zdrowie pacjentki.

Milczenie jest luksusem

Strach lekarzy i lekarek, który ma uzasadniać odmowę wykonania aborcji, nie ma związku z faktycznymi działaniami prokuratur. Bredzenie o ryzyku karnym można włożyć między bajki – to nie jest powód, który powstrzymuje personel medyczny przed słusznym działaniem. Postawmy sprawę jasno: środowisko lekarskie w znakomitej większości nie jest solidarne z pacjentkami. A źródłem tej sytuacji nie jest (bezprawne zresztą) zaostrzenie prawa z 2020 roku. Niechętna postawa lekarzy i lekarek ma dłuższą tradycję.

Środowisko medyczne jako pierwsze dążyło do zaostrzenia prawa antyaborcyjnego – jeszcze przed wprowadzeniem haniebnego „kompromisu” w 1993 roku. Już dwa lata wcześniej (!) Najwyższa Izba Lekarska uchwaliła Kodeks, który zakazywał wykonywania aborcji z dwoma wyjątkami – zagrożenia życia i zdrowia kobiety lub ciąży powstałej w wyniku przestępstwa. To dokładnie taka sytuacja, jaką mamy teraz. Dzięki Przyłębskiej spełnił się sen klauzulowych doktorków.

Orzeczenie pseudo-trybunału jest po prostu kolejnym tłumaczeniem odmowy pomocy. Wcześniej lekarze zasłaniali się klauzulą sumienia, a dziś mówią, że „prawo im zakazuje”. To wygodna bzdura. Ustawa dopuszcza aborcję w sytuacji zagrożenia życia <lub> zdrowia ciężarnej – a więc nie trzeba czekać, aż pacjentka będzie w agonii. W żadnych przepisach nie jest napisane, że trzeba ratować płody kosztem kobiet.

Środowisko lekarskie nigdy nie zaangażowało się w działania na rzecz liberalizacji prawa, aby mogło pomagać pacjentkom bez strachu. Gdy organizacje feministyczne zwracały się w tej sprawie o pomoc, zawsze otrzymywały odmowną odpowiedź. Strach lekarzy przed łatką „aborcjonisty” jest większy niż strach przed prokuraturą. Z badania fundacji STER z 2017 r., przeprowadzonego wśród polskich ginekologów i ginekolożek wynika, że w kwestii aborcji postępują konformistycznie i zachowawczo. W anonimowych wywiadach przyznawali, że nie zabierają głosu w publicznej debacie o aborcji, bo boją się utraty pracy i oceny kolegów. Przyczyną braku zainteresowania lekarzy aborcją nie są żadne dylematy etyczne, ale strach i presja ze strony lekarskiego establiszmentu. Zważmy te sytuacje: lekarze boją się, że stracą pracę; pacjentki – że stracą życie.

Koniec taryfy ulgowej

Apelujmy więc do lekarek i lekarzy donośnie i bez znieczulenia: to czas na Waszą samokrytykę i samoorganizację. To nie jest żądanie bohaterstwa, bo rzetelne wykonywanie zawodu nie jest bohaterstwem. To zwykła ludzka przyzwoitość. Potrzeba bezpieczeństwa nie jest fanaberią osób ciężarnych – jest ich fundamentalnym prawem. Na oddziały położnicze idziemy po pomoc, a nie po to, aby umierać. Bo umierać możemy sobie same – najchętniej jednak wśród bliskich i we własnym domu.

Henry Morgentaler, lekarz, który urodził się w Polsce, przeprowadzał aborcje wbrew restrykcjom panującym niegdyś w Kanadzie. Gdy oskarżano go o łamanie prawa, powoływał się na działanie w obliczu wyższej konieczności. Hipokryzję polityków i własnego środowiska zawodowego złamał wykonując zabieg przed telewizyjnymi kamerami. W 1983 r. zaskarżył kanadyjską ustawę antyaborcyjną. Pięć lat później orzeczenie Sądu Najwyższego zdekryminalizowało przerywanie ciąży. Lekarze, lekarki – uczcie się od najlepszych, zamiast kulić ogon przed bredniami Przyłębskiej, Kaczyńskiego i Ordo Iuris

Zdjęcie Agaty Maciejewskiej

Agata Maciejewska

agata@dziewuchydziewuchom.pl
Fundatorka i prezeska Fundacji Dziewuchy Dziewuchom, zakochana w feminizmie intersekcjonalnym.
Czy ten artykuł był przydatny?
Tak 👍Nie 👎

Sprawdź podobne artykuły

Bądź na bieżąco!

Zapisz się na nasz nowy newsletter, aby dostawać wiadomości bezpośrednio na swoją skrzynkę elektroniczną. Zostańmy w kontakcie!

Skip to content